ROCZNICA WYBUCHU POWSTANIA LISTOPADOWEGO
Prawie sto dziewięćdziesiąt lat temu, w zimny wieczór 29 listopada 1830 r. rozpoczęło się Powstanie Listopadowe. Ok. godziny 18.00 ppor. Piotr Wysocki na czele uczniów Szkoły Podchorążych Piechoty ruszył na ulice Warszawy. Przed godziną 19.00 pod pomnikiem Jana III Sobieskiego zgromadziło się kilkunastu spiskowców, którzy mieli zaatakować Belweder i pojmać wlk. księcia Konstantego. Grupie tej przewodził Ludwik Nabielak, konspirator, patriota, który pochodził z ziemi rzeszowskiej (urodził się w Stobiernej, kończył gimnazjum w Rzeszowie). Gdy otrzymali karabiny oraz ładunki, nabili broń i podzielili się na dwie części. Jeden oddział (m.in. L. Nabielak, Seweryn Goszczyński, Roch i Nikodem Rupniewscy, pchor. Trzaskowski) miał zaatakować Belweder od frontu, zaś drugi (m. in. Stanisław Poniński, Karol Paszkiewicz, Edward Rottermund) wejść miał od strony ogrodu. Gdy wszystko było gotowe, zmienili plany ze względu na małą liczbę biorących w ataku. Wlk. ks. Konstanty nie miał się stać jeńcem, miał zostać zabity.
Oddział Nabielaka podszedł od frontu pałacu do budki wartowniczej. Straż pełnili tam weterani rosyjscy. Jeden ze spiskowców podchodząc do szyldwacha przy wejściu powiedział: „Jest wlk. książę w domu?”. „Jest” – odpowiedział żołnierz. „Będzie miał gości” – odrzekł pierwszy. Na to wartownik schował się do budki. Wchodząc na dziedziniec usłyszeli huk. To grupa od strony ogrodu. Nie mogąc podejść przez stromą skarpę, jeden z Polaków oddał strzał do wartownika. Niestety zaalarmowało to Konstantego i służbę w Belwederze. Kamerdyner księcia wyprowadził go z sypialni i ukrył w pokojach służby na poddaszu. Spiskowcy wpadli przez drzwi wejściowe krzycząc „Śmierć tyranowi!” W środku zaskoczyli wiceprezydenta Warszawy i znienawidzonego szefa policji municypalnej w jednej osobie – Mateusza Lubowidzkiego. Został on skłuty bagnetami. Następnie zostały przeszukane pokoje pałacu, w tym pusta już książęca sypialnia. Konstantego nie znaleziono – co nie było zaskakujące patrząc na rozkład i ilość pomieszczeń Belwederu. Cała akcja trwała ok. 5 minut, ponieważ obawiano się odsieczy rosyjskiej- nie było czasu. Grupa wyszła znów na dziedziniec, tam Goszczyński śmiertelnie ranił bagnetem gen. Aleksieja Gendre (funkcjonariusza przybocznej tajnej policji Konstantego). Polacy szybko się wycofali, na moście obok pomnika Sobieskiego dołączyli do podchorążych i ruszyli na Arsenał, który został ok. 21.00 zdobyty. Był to zaledwie początek zmagań, które przerodziły się później w wojnę polsko-rosyjską. Zaś wlk. ks. Konstanty, tuż po odwrocie Polaków, wyszedł ze swojej kryjówki. Czuł się już bezpiecznie bo pojawił się – zaalarmowany zamieszaniem – szwadron kirasjerów dowodzony przez jego syna Pawła Aleksandrowa. Wkrótce uszedł z Warszawy.
Ludwik Nabielak po nocy listopadowej był m.in. jednym z adiutantów gen. Jana Skrzyneckiego, brał udział w bitwach pod Grochowem i Iganiami. Po upadku powstania przeszedł granicę z korpusem gen. Girolamo Ramorino i po niedługim pobycie w Galicji wyjechał przez Wiedeń i Monachium do Szwajcarii. W następnych latach brał udział w życiu politycznym emigracji polskiej, skończył studia w Paryżu i otrzymał dyplom inżyniera górnika. Pracował m. in. jako dyrektor w kopalniach francuskich. Przez pewien czas był także dyrektorem gazowni w Barcelonie. Zmarł w Paryżu w 1883 r.
Rafał E. Kocoł