BITWA GRANICZNA 1939
Wstawał pierwszy dzień września. O godz. 4.45 Niemcy uderzyły na Polskę. Jeszcze wcześniej do ataku ruszyło Luftwaffe. O 4.34 pierwsze w II wojnie światowej bomby spadły na przyczółki mostów w Tczewie oraz na samo miasto. O 4.40 bomby posypały się na śpiące miasto Wieluń.
Obok Westerplatte w Kanale Portowym manewrował niemiecki pancernik Schleswig-Holstein. Słońce nieśmiało wychylało się zza horyzontu, gdy marynarze uwijali się przy działach pokładowych. Szczęknął zamek. O 4.47 dowódca okrętu kmdr Kleikamp wydał komendę: „Zezwalam otworzyć ogień!”. Lufy plunęły ogniem. Pociski z głośnym furkotem rozdzierając powietrze poszybowały w kierunku Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. 182 żołnierzy skupionych na powierzchni mającej tylko 0,5 km² atakowanych z lądu, morza i powietrza broniąc się tam przez prawie siedem dni przeżyło piekło. W samym Gdańsku strzały. Na początku pojedyncze, później zlały się w jeden huk. To broniła się Poczta Gdańska. Trwała trzynaście godzin. Z 49 pracowników ocalało 4.
Cała granica polsko – niemiecka stanęła w ogniu. Na północy armia „Pomorze” gen. Władysława Bortnowskiego została zaatakowana przez jednostki 4. Armii niemieckiej w tym XIX Korpus Pancerny gen. Guderiana. Już w pierwszych godzinach wojny w rejonie Pruszcza wytworzył się wyłom, który pozwolił nieprzyjacielowi przeciąć na pół Polski Korytarz i uzyskać połączenie z siłami w Prusach Wsch. Z 9. Dywizji Piechoty, na którą runęły pancerne zagony, 11 września do Kutna dotarł tylko dowódca płk Józef Werobej z 3 oficerami i 20 żołnierzami. Armia „Modlin” gen. Emila Przedrzymirskiego przez trzy dni broniła skutecznie przed atakami z Prus pozycji w rejonie Mławy. Niestety zagrożona od wschodu oskrzydleniem musiała się cofać. Ciężkie walki toczyły jednostki armii „Łódź” gen. Juliusza Rómmla i armii „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga. Atakowały tam oddziały Grupy Armii Południe gen. Rundstedta, które miały za zadanie opanowanie Górnego Śląska, zniszczenie polskich sił w wielkim łuku Wisły i zajęcie Warszawy. W ramach tych działań, 1 września pod Mokrą toczyły się walki 4. Dywizji Pancernej z Wołyńską Brygadą Kawalerii, która korzystając z broni przeciwpancernej (działek 37 mm i karabinów ppanc), wspierana przez pododdziały piechoty i pociąg pancerny „Śmiały” wytrzymała na swoim odcinku cały dzień, niszcząc przy tym ponad 120 pojazdów pancernych wroga.
Na uwagę zasługują również działania w rejonie Beskidu, które ochroniły tyły armii „Kraków” 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk. St. Maczka rozpoczęte bitwą pod Jordanowem. Polska jednostka pancerno – motorowa i 1. pułk KOP miały przed sobą cały XXIII Korpus Pancerny z 14. Armii gen. Lista. Walki miały bardzo zacięty charakter: „Choć ogniem zieje okop, gąsienice przekraczają linie obrony. Miażdżą żołnierzy i broń. Pośrodku szwadronu w okopie kapral Dziechciarz z obsługą kieruje ogień cekaemu do nacierającego czołgu. Obok, wciśnięte w okop, działo przeciwpancerne strzela raz za razem. Łuski pocisków odskakują z charakterystycznym brzękiem. Sunie zakuty w pancerz wróg. Łoskot gąsienic wdziera się do okopu. Gąsienice miażdżą obsługę”1. Straty Niemców to około 50 czołgów. W godzinach popołudniowych 2 września Polacy wycofali się. Przez pięć dni trwały walki opóźniające, podczas których dowódca i żołnierze korzystając z ukształtowania terenu umiejętnie powstrzymywali dziesięciokrotnie silniejszego przeciwnika. Dla Niemców był to krwawy spacer pośród skał. Ochrzcili jednostkę płk. Maczka mianem „Czarnej Brygady”2.
Pomimo poświęcenia żołnierza polskiego nie mógł on zatrzymać o wiele mocniejszego nieprzyjaciela na tak olbrzymim, 1500 – kilometrowym froncie. Sytuację pogorszył jeszcze fakt, że niebo nad Polską zostało opanowane przez Luftwaffe. Maszyny z biało – czerwoną szachownicą na płatach za sterami, których zasiadali znakomici piloci, musiały przegrać ze względu na niski stan liczebny i mniej zaawansowany technicznie sprzęt. Bitwa graniczna została przegrana. 4 września oddziały niemieckie wdarły się w lukę jaka wytworzyła się na wysokości Częstochowy między armiami „Łódź” i „Kraków”. Dwa dni potem obie, wraz z armiami „Prusy”(gen. Stefan Dąb – Biernacki), „Poznań”(gen. Tadeusz Kutrzeba) i „Pomorze” rozpoczęły szybki odwrót na linię Wisły. Niestety nieudany. Bardziej mobilnym jednostkom niemieckim udało się je rozciąć i odizolować od siebie. Zagrożona została Warszawa.
R. E. K.
Przypisy:
1. Ludwik Ferenstein, Czarny naramiennik. Wspomnienia oficera sztabu 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej, Warszawa 1985, str. 38 – 39.
2. Nazwa pochodziła od koloru kurtek skórzanych, w jakie byli ubrani Polacy.